sobota, 16 marca 2013

Niewinni niedoskonali.




"Dziś już możesz wszystko zmienić.
Całą prawdę już o sobie znasz.
To dla ciebie ważne jest.
Chcę byś wiedział, że naprawdę.
Możesz zawsze na mnie liczyć, więc.
Nie zatrzymuj się."


                    Przebłyski złotego wiosennego słońca delikatnie muskały moją lekko przemarzniętą twarz. Nie przeszkadzało mi to dziś, zafascynowana podziwiałam poranną Holmenkollen. Skocznia jak żadna dotąd zachwyciła swoim pięknem, swoim ogromem, bo na prawdę zajmowała wielki rozmiar. W ostatnich tygodniach to właśnie tak cudowne miejsce jak skocznia było miejscem wyciszenia dla mnie, chwilą w której mogłam pomyśleć nad wszystkim. Tydzień temu, i każdej wcześniejszej nocy była to Lysgårdsbakken, piękna jak zawsze, a dziś tego pięknego wiosennego poranka była to Holmenkollen, cudowna jak nigdy.
      Czekam na Ciebie,na Was, na wasz pierwszy trening, podziwiając tą cudowną pustkę panującą w około. Rozmyślając nad tym jak ten obiekt zmieni się wieczorem, jak zatętni życiem gdy trybuny zapełnią się co do ostatniego miejsca,a wszędzie powiewać będą niebiesko-czerwone, norweskie flagi.Jak ty przejęty zasiądziesz tam wysoko, na małej drewnianej belce, odepchniesz się i pofruniesz wysoko jak ptak. Wylądujesz idealnie, jak zawsze. Może pomyślisz w tedy o mnie, o tej brunetce ściskającej mocno kciuki za Ciebie  która ze łzami w oczach będzie śledzić każdy Twój krok, bo martwi się o Ciebie.Martwię się zawsze, nie ważne kiedy, nieważne czy to konkurs czy trening, zawsze gdy Ty zasiadasz wysoko tam, na tej drewnianej belce.
     Podobno i za to mnie kochasz. Tak zawsze powtarzasz, nawet teraz, gdy po tej długiej nieobecności przy Tobie nadal się martwię. Ale teraz jest już dobrze, z nami, z całym światem w okół nas, z małą Thea. Z małą blondyneczką która jest Twoim największym skarbem, z czym zdążyłam się przyzwyczaić, co zdążyłam zaakceptować. Mała stała się również kimś ważnym dla mnie, znalazła na dobre miejsce w moim sercu swoim promiennym uśmiechem, i cudownymi błękitnym, Twoimi tęczówkami. Stała się taką małą cząstką Ciebie, blisko mnie gdy Ciebie nie ma, gdy opuszczasz wyjeżdżając te setki kilometrów,ale nie mam Ci tego za złe. Wiem że kochasz to, kochasz skoczny świat, wiem też że kochasz i mnie. Powtarzasz każdego dnia, każdego słonecznego bądź nie, poranka, zawsze gdy jesteś obok, i to tak cholernie cieszy. Sprawia że każdego dnia wiem że żyje dla kogoś, że jest ktoś kto z uśmiechem posłucha mojego opowiadania pod koniec dnia, kto wysłucha i zauważy gdy czasem jest mi źle.I Ty zdecydowanie jesteś kimś takim. Tak cholernie dla mnie ważnym.
     Uśmiecham się, na prawdę serdecznie uśmiecham się do słonecznych promieni, których tak brakowało mi. Przez tą całą długą zimę, pełną wielu wydarzeń, nie koniecznie chcianych przeze mnie. Była długą przeprawą przez moje stare życie, którego chciałam zapomnieć, do którego nie chciałam powracać, jednak los chciał inaczej. Pokierował mną inną ścieżką, nie tą chcianą przeze mnie, lecz jednak wszystko potoczyło się dobrze. Dla nas, dla mnie. Ta zima była inna od wszystkich, tą zimę zapamiętam na zawsze.
     - Dzień dobry! - słyszę gdzieś za plecami dźwięczny głos, nie Twój głos. Odwracam się gwałtownie a na moich ustach w jednym momencie pojawia się serdeczny, szeroki uśmiech.
     - Tom! - rzucam się przyjacielowi na szyję, mocno do niego przylegając  Tak dawno tego nie robiłam, tak dawno się z nim nie widziałam.
     - Co robisz tu, tak wcześnie? - pyta z uśmiechem.
     - Myślę Tom, jak zawsze.
     - O mnie? - porusza znacząco brwiami czym wywołuję u mnie salwę perlistego śmiechu. Towarzysz po chwili śmieję się ze mną. Cieszę się że jest ze mną, że nie opuścił nawet po tym jak go potraktowałam, jak wyzwałam od najgorszych gdy szukałam odpowiedzi na wszystkie dręczące mnie pytania. Jednak o mnie zrozumiał, wiedział ze nie chciałam, że w tamtej chwili wcale nie byłam sobą, nie tą co zawsze roześmianą Liv. Teraz wiem że jest inaczej, teraz jest już dobrze.
     - Dobrze widzieć Cię taką szczęśliwą Liv. - uśmiecha się kolejny raz mocno mnie ściskając.
     - Dobrze jest być szczęśliwą. - odwzajemniam uśmiech ponownie mrożąc powieki gdy docierają do nich promienie wiosennego słońca. Teraz wiem że jestem szczęśliwa, teraz wiem że żyje!

_______________________________
Bo to już koniec. 
Było mi tu na prawdę dobrze, a historię tą pokochałam jak żadną inną.
Na prawdę ciężko jest mi to kończyć, ale jednak,
to nie koniec przygody z pisaniem. 
Jest coś nowego, gdzie już dzis pojawił sie prolog. 
Więc może ktoś wpadnie, może ktoś nadal bedzie chciał czytać moje opowiadanie? 
Dziekuję za wszystkie komentarze tu na tym blogu, na 20 rozdziałów było ich aż 88, 
na prawdę za to DZIĘKUJĘ! Za to ze byliście tu ze mną, 
i że może komuś spodobała sie ta historia! 
Dziękuję i zapraszam na nowe losy ;)
Kocham Was ♥ 
Metka.

niedziela, 10 marca 2013

"Dziewiętnaście"

                                                               [Napraw]

"Czy dasz radę kochać, mimo, że ja

Nie umiem już sam, bez Ciebie wstać 
Czy dasz radę kochać, mimo Twych ran
Nie umiem już sam bez Ciebie wstać"
~Lemon


                Przykryta ciepłym czerwonym kocem, z kubkiem gorącej herbaty zawracałam głowę Kennethowi. Nie wiedziałam że znajdę w nim oparcie, marzyłam tylko by na krótką chwilę zabrał mnie z tego dziwnego stanu w którym się znalazłam, z tego świata w którym nie chciałam trwać. Spełnił moją prośbę  zabrał z zielonej ławeczki i pozwolił znaleźć ukojenie w jego ciepłych ramionach. Skutecznie z każdym gestem przekonywał mnie do siebie, wiedział gdzie znajdują się moje słabe punkty które potrafił wykorzystać. Lecz tym razem nie pozwoliłam by tak zwyczajnie mną kierował, by żył i oddychał za mnie. Nie mogłam pozwolić bym znów tak doszczętnie uzależniła się od niego. Teraz moje serce w całości należało do Bardala, mimo wszystkich kłamstw nie potrafiłam już sama bez niego wstać. Sprawiał że po raz kolejny raz cierpiałam, lecz to nie potrafiło mnie zniszczyć, a raczej nie potrafiło zniszczyć bezgranicznej miłości do niego.
    Kenneth po niedługim czasie zrozumiał że nie należę już teraz do niego, że moje serce nie kocha go. Ale zdecydował się mi pomóc, nie zostawił samej z tyloma problemami z którymi nie umiałam już sama sobie poradzić. Ponownie usiadł obok mnie pozwalając bym znalazła w nim oparcie  Moje słone zły kolejny już raz zapełniały blade policzki. Nie zważałam na rozmazany tusz, poczerwieniałe policzki i zmęczone czekoladowe tęczówki. Delikatnie sprałam głowę na jego ramieniu  pozwalając ciemnym długim włosom opaść przyklejając się do mokrych policzków, cicho łkałam. Dłonie zajęłam zabawą kubkiem, by choć przez chwilę całą swoją uwagę przenieść na coś co nie sprawiało bólu.
    - Kenneth? - szepnęłam ledwo słyszalnie, lecz jego uwadze to nie uszło.
    - Hmm? - spojrzał na mnie odgarniając brązowe włosy z mojego czoła.
    - Myślisz że dobrze robię?
    - Nie Liv, zdecydowanie nie!
    Podnoszę zdezorientowana głowę i  lustruję go moimi zapłakanym tęczówkami. Na prawdę nie spodziewałam się taki słów z jego ust. Myślałam że przytaknie mojemu pytaniu, powie że robię dobrze.
    - Nie patrz tak na mnie, widać że Cię zranił jednak, Ty na prawdę go kochasz.
    - Kocham, na prawdę, ale przecież to tak cholernie boli.. - kolejny raz po bladych policzkach spływa słona ciepła ciecz.
    - Wyjaśni z nim wszystko, on też Cię kocha Liv, na pewno całym sercem, i nie pozwól by taka rzecz was rozdzieliła być może na zawsze.
    - Kenneth, boję się.
    - Boisz się prawdy, którą przecież i tak już znasz?
    - Boję się że on nie kocha mnie jak tą małą.
    - Jesteś śmieszna Liv. Przecież on Cię kocha najmocniej. - śmieje mi się prosto w oczy i po raz kolejny skłania do myślenia. Na prawdę kochasz mnie najmocniej na świecie?
***
         Czekam na Ciebie, kolejny raz przy oświetlonej, nocnej Lysgårdsbakken. Kolejny raz oparta o zimną lekko przymrożoną barierkę, tak jak tego ostatniego wieczoru. Zastanawiam się czy na pewno chce usłyszeć Twoje tłumaczenia, czy ich potrzebuję. Wybaczę? Wybaczę na pewno. Nie potrafiłabym nie wybaczyć, Anders jest moim powietrzem, moim życiem, bez niego nie potrafię już wstać. Ukrywam w dłoniach zaszklone tęczówki, nie chce płakać jeszcze nie teraz, choć niesamowicie go kocham.
    - Liv? - poruszam się delikatnie jednak nie odwracam się w Twoją stronę.
    - Anders. - wzdycham cicho.
    - Pozwolisz wytłumaczyć.?
    - Nie wiem, Anders nie wiem czy chce to usłyszeć.
    - Liv, proszę chcę byś znała prawdę.
    - Dobrze.  - pozwalam dłonią delikatnie opaść na barierkę i podeprzeć moje niepewne ciało.
    - To był jeden wieczór, tylko jeden równe sześć lat temu. Już w tedy Cie kochałem  jednak widziałem że nie będziesz nigdy ze mną, że jestem tylko tym cholernym przyjacielem którym nie chciałem być. Chciałem być kimś o wiele ważniejszym. - chciałam Ci przerwać jednak ty znacznym gestem sprawiłeś że ponownie zamilkłam. - Po konkursie, tym udanym polało się zbyt wiele alkoholu. Jak wiesz starałem się nigdy specjalnie nie opijać, lecz tym razem było inaczej, a dziewięć miesięcy później byłem ojcem. Nie wiedziałem, nie wiedziałem aż do ostatniego roku. Zjawiła się z mała blondyneczką tuż po treningu i te małe niebieskie oczy nie pozwoliły mi nie być ojcem.
    Po moim zimnym bladym policzku spływają pierwsze łzy. Choć chce to wszystko zrozumieć nie mogę. Wiem że mała blondyneczka stała sie jego miłością, jednak ciągle jest jej mama, mama której nie znam, która teraz jest przeszkodą. Choć Ci nie pozwalam Ty i ta delikatnie zbliżasz się do mnie. Ocierasz dłonią zimny policzek.
    - Liv, spójrz na mnie. - bijąc się z myślami podnoszę swój wzrok i zatrzymuję go na Twoich skandynawskich niebieskich oczach. - Kocham Cię najmocniej na świecie.
    - A ona?
    - Kto?
    - Ta,, matka Thei.
    - Nic nie znaczy, liczysz sie tylko ty!
    Choć nie chce uwierzyć, nie potrafię  Przymykam delikatnie powieki by Twoje rozbijające mnie w środku spojrzenie przez chwilę znikło. Intensywnie myślę, Twój delikatny oddech który muska moje zimne policzki jest czymś cholernie przyjemnym, twoje bijące ciepło cholernie kuszące. Uzależniasz jak nigdy Bardal. Uzależniasz...
    - Napraw mnie, proszę.
    - Liv.
    - Naucz mnie kochać jeszcze raz. - wspinam się na palce i zamykam nasze usta w delikatnym jednak wiele znaczącym dla nas pocałunku.



"Czy dasz radę kochać, mimo, że ja

Nie umiem już sam, bez Ciebie wstać 
Czy dasz radę kochać, mimo Twych ran
Nie umiem już sam bez Ciebie wstać"

___________________________________
Już przed ostatnia część. ;)
Zżyłam sie z Tą historią jednak dobieg ona już końca. 
Mam nadzieję że choc paru osobą sie spodobała,
i zajrzą na końcówkę.
A tak jeszcze jedna wiadomość, 
Mimo ze kończę tą historię, 
to jest jeszcze jedna skoczna którą napisałam już dawno a teraz 
mam okazje by ja ujawnić. 
Będzie ktoś ze mną i moim nowym opowiadaniem? 
Zapraszam na nie,
a prolog pojawi sie równo z końcówką tego bloga. 
Pozdrawiam,
Metka.




wtorek, 5 marca 2013

" Osiemnaście"





"Na początku byłeś złodziejem

Ukradłeś mi serce
I ja,Twoja uległa ofiara
Pozwoliłam Ci zobaczyć te części mnie
Które nie były do końca przyjemne
I z każdym dotykiem
Naprawiałeś je
Teraz mówiłeś przez sen
Rzeczy, których nigdy mi nie mówiłeś
Powiedz mi, że miałeś dość
Naszej miłości, naszej miłości"



              Szczęście, stan naszej największej radości życiowego spełnienia. Dla mnie rzecz nie osiągalna, coś co trwa krótką chwilę by po niedługim czasie prysnąć jak bańka mydlana, zniknąć jak sen. Teraz ziemia załamywała mi się pod stopami, wszystkie postawione sobie wartości teraz straciły sens. Znów po krótkiej chwili spokoju, pojawiały się nowe problemy. Problemy z którymi kolejny raz nie potrafiłam sobie poradzić. Okłamywałeś mnie, a raczej ukrywałeś smutną prawdę przez siedem lat. Siedem długich lat gdy byłam obok Ciebie codziennie, gdy ja powierzałam Ci wszystkie moje sekrety, ty ukrywałeś prawdę, Bardal ukrywałeś że masz dziecko! To nie była błahostka, to nie jakiś zły skok czy jeden wyskok na imprezie, to było dziecko, mała blondyneczka, mała Thea.
    - Pozwól mi teraz odejść! - po długiej ciszy wreszcie zwracam się do Ciebie.
    - Na zawsze? - z przerażeniem wymalowanym na twarzy delikatnie się ode mnie odsuwasz, o ten jeden mały krok, jednak z wielkim strachem.
      - Nie, to znaczy nie wiem. Daj mi po prostu to wszystko przemyśleć.
    - Dobrze, ale proszę, obiecaj że wrócisz, że pozwolisz mi to wszystko wyjaśnić. - delikatnie łapiesz mnie za dłoń którą ja szybko wyrywam. Nie chce Twojego dotyku, nie chce Ciebie, nie teraz.
   - Wrócę, tylko proszę daj mi czas!
   Nie ukrywając już łez zostawiam Cie samego, może przemyślisz, może tak jak ja poszukasz najlepszego rozwiązania tej całej sytuacji. Potrzebuję czasu, czasu by przemyśleć to wszystko i ułożyć w głowie. Nie jestem pewna czy dorosłam do tego, do tej wiadomości i by Ci wybaczyć te kłamstwa. Nie wiem, czy potrafię.
    Zatrzaskuję za sobą drzwi i kieruję się do przestronnej kuchni z której dochodzą odgłosy. Zastaje w niej Toma, blondyn uśmiecha się do mnie serdecznie kręcąc się przy kuchence  wydaję mi się że gotuję obiad, jednak przez fale łez nie spostrzegam dokładnie. Ale teraz to nie ważne, nie ważne czy gotuję rosół czy pomidorową czy nawet coś bardziej wymyślnego. Teraz zastanawia to czy wiedział, czy on też okłamywał.
    - Wiedziałeś?O Thei? - spoglądam na niego ocierając spływające po policzkach łzy.
    - Tak.
    - Ty też, ty też mnie okłamywałeś? Tom,,, - robię kilka kroków w tył by szybko znaleźć się przy drzwiach wyjściowych, nie chce tu zostać , na prawdę nie chce.
    - Liv poczekaj proszę. - wybiega za mną i łapie za nadgarstek pozbawiając drogi ucieczki.
    - Po co? Po kolejne kłamstwa, Tom.
    - Nie Liv, nie chciałem Cię okłamywać, ja po prostu obiecałem  mu, nie mogłem inaczej.
    - Nie liczyło się to że byłam Twoja przyjaciółką.
    - Liv,,,
    - Nie Tom, po prostu nie! - uwalniam się z silnego uścisku i zatrzaskuje drzwi, tuż przed jego nosem. Nie potrzebuję teraz chorego współczucia, udawanej troski o mnie. Po prostu nie chce. Muszę poradzić sobie sama, z tym co dzieje się w okół mnie, z tą chorą tajemnicą.
    Już wiosenny wiatr owiewa moją twarz przypominając że znów nie założyłam szalika, że pewnie teraz byłbyś zły. Ale co mnie to teraz obchodzi, czemu Ty mnie obchodzisz, przecież tak wiele złego się teraz dzieję, a ja nie potrafię myśleć o Tobie źle. Zawsze będziesz troszczącym się o mnie Bardalem, mężczyzną którego prawdziwie pokochałam.
    Wyciągam z kieszeni mojego już lekko podniszczonego smart fona i wystukuję ciąg liter, by następnie wysłać to krótką wiadomość. Zastanawiam się czy robię dobrze, czy na pewno nie będę żałować moich czynów, jednak potrzebuję teraz kogoś, kogoś kto będzie i pociesz, kto pozwoli mi przemyśleć pomagając swoją obecnością, potrzebuje właśnie Jego.
    Nie muszę czekać długo, po dziesięciu minutach zjawia tak jak by się paliło. Zajmuję miejsce obok mnie, na małej zielonej ławeczce w parku. Nie pyta o nic, po prostu pozwala czuć swoją obecność. Uśmiecham się delikatnie przez łzy dziękując że tak szybko jest, że jest dla mnie tutaj, teraz.
    - Kenneth proszę zabierz mnie stąd!


"Right from the start, you were a thief,

You stole my heart and
I your willing victim
I let you see the parts of me
That weren’t all that pretty.
And with every touch
You fixed them.
Now, you’ve been talking in your sleep
Oh oh, things you never say to me
Oh oh, tell me that you’ve had enough
Of our Love, our Love."
~ Pink ft. Nate Ruess




_______________________________________
Och strasznie zżyłam sie z tą historią, 
I na prawdę ciężko będzie mi się z nią pożegnać.
Jednak wszystko zbliża sie ku końcowi,
Powiedzcie mi, 
Wolicie
Szczęśliwe,
czy, 
raczej 
poważne
zakończenie. 
Proszę mówcie!
Pozdrawiam, 
Metka.

sobota, 16 lutego 2013

"Siedemnaście"



"Oh czasem miłość jest upojna,
oh schodzisz na dół, ręcę ci drżą
kiedy zdajesz sobie sprawę, że nikt nie czeka"



            - Więc teraz jesteście razem ? - pyta mój przyjaciel i spogląda w moje uśmiechnięte tęczówki.
     - Owszem, - uśmiecham się na prawdę szeroko myśląc ciągle o tym co się stało, o tym co się dzieję.
    - Jesteś szczęśliwa? - spogląda z troską, z wielką troską o mnie. O drobną brązowooką brunetkę która przez ostatnie trzy tygodnie mieszkała u niego.
    - Jak nigdy wcześniej!
`     - Cieszę się. - ściska mocnej w uścisku by po chwili znów usiąść wygodnie obok mnie. Jestem na prawdę szczęśliwa, bo mam Cie obok. Kogoś kto kocha mnie całym sercem, kto jest, był i zawsze będzie. Kogoś kto nie zostawi gdy będę w tarapatach, gdy opadnę z sił. Jesteś moim prawdziwym szczęściem. Jest również przyjaciel  który dba o mnie jak nikt inny,  kocha  mnie jak siostrę  który teraz siedzi tu ze mną i cieszy się moim szczęściem.
    Jednak to nie wszystko. Kocham Cię, lecz jest coś, a raczej ktoś kto ciągle zaprząta moje myśli. Mała drobna blondyneczka, posiadająca tak wspaniałe błękitne tęczówki co Ty. I to właśnie boli. Boje się że to ona może być Twoją wielką tajemnicą, którą przez długi czas bałeś się mi wyjawić. Nawet dwa lata temu, w tedy kiedy tu byłam, kiedy byłeś moim wspaniałym przyjacielem. Teraz boje się jej poznać.
    - Wiesz Tom, kocham go. - upijam łyk gorącego kakao.
    - Ale?
    - Czy zawsze musi być jakieś ale?
    - Nie koniecznie, jednak widzę że to nie wszystko, coś zaprząta jeszcze Twoje myśli! - blondyn nawet nie zdaję sobie sprawy jak doskonale potrafi odgadnąć moje myśli, jak bardzo zna mnie na wylot. Potrząsam głową w geście zgody z jego słowami.
    - Więc? Co to takiego?
    - Niebieskooka blondynka.
    - Czyli Thea.
    - Znasz ją?
    - Bardal przyprowadza ją często na treningi.
    - Kim ona dla niego jest?
    - Zapytaj go, nie umiem Ci na to odpowiedzieć. - Tom szybko przechodzi na inny temat, czym wzbudza moją podejrzliwość. Mała blondynka jednak okazała się być przeszkodą do mojego szczęścia.
***
    Zakochana w cudownej nocnej Lysgårdsbakken. Prawdziwa prostota jednak jakże piękna dla oka. Jaka nie osiągalna dla zwykłego człowieka, a jednak dom dla Ciebie. Nie potrafiłam sobie wyobrazić siebie, tam wysoko gdzie ty zasiadasz co dzień. Z każdym zbliżeniem do najwyższego punktu moim ciałem zawładnął strach, strach który kiedyś był fascynacją. Jednak z czasem fascynacja przerodziła się w uczucie w negatywnym znaczeniu i moje wizyt w sercu skoczni ograniczyłam do tych na prawdę koniecznych.
    Teraz mimo strachu, Lysgårdsbakken jest miejscem gdzie mogę swobodnie oddychać. Chwila głębokiej ciszy, w brązowych tęczówkach widok przepełniający je swoim blaskiem, to tu zapominałam o prawdziwych troskach i problemach, to tu żyłam swoim życiem.
          Ty zawsze wiesz gdzie mnie szukać, przybliżasz się i delikatnie obejmujesz w pasie tak by w żaden sposób nie poruszyć mojego ciała. Uśmiecham się łagodnie czując Twój gorący oddech na swoim lekko czerwonym od mrozu policzku. Jesteś ze mną i nie potrzebuje żadnych słów by Cię czuć, by wiedzieć że jesteś dla mnie. Muskasz łagodnie mój policzek swoimi gorącymi wargami a ja przymykam powieki by nacieszyć się to cudowną dla mnie chwilą. Nacieszyć się Tobą, całym tylko dla mnie Tobą.
    - Cieszę się że jesteś. - uśmiecham się nie podnosząc ciężkich powiek.
    -  Zawsze będę. - szepczesz do ucha obejmując mnie troszkę mocniej, bym mogła poczuć Twoja silną obecność tutaj ze mną.
   - Powiedz mi.
    - Słucham Cię.
            - Kochasz mnie?
     - Jak wariat. - uśmiechasz się szeroko i ponownie muskasz mój policzek tym razem zmysłowo kończąc na ustach.
     - Kim jest dla Ciebie Thea?
     Delikatnie odwracasz mnie w swoją stronę, zmuszasz bym podniosła powieki i spojrzała w lazurowe głębokie tęczówki, Twoje tęczówki.  W tej krótkiej chwili boję się ich, boję się tej miłości którą są przepełnione. Boję się ze ta miłość to nie miłość do mnie.
     - Thea, Thea to moja córka. - wypowiadasz krótkie cztery słowa, a ziemia zapada się pod moimi nogami.
    Czy tak czuję się szczęśliwy człowiek?


"Oh sometimes love is intoxicating
Oh you're coming down your hands are shaking
When you realise there's no one waiting"
~The Script - Nothing~


________________________

Przepraszam za tak długa przerwę!
Moje wena długo nie mogła do mnie przyjsć,
ale już jest i postaram sie szybko napisać kolejnego.
A teraz proszę o drobny komentarz z oceną tego powyżej,

GRATULACJĘ DLA STJERNENA ZA DZISIEJSZE DRUGIE MIEJSCE :D
JARAM SIĘ :D

Pozdrawiam,
Metka 

ps. Zapraszam na imaginy które piszę. ;)
-IMAGINY



piątek, 1 lutego 2013

"Szesnaście"


"Minęło wiele czasu, odkąd widziałem twoją twarz
I nigdy nie wróciłem do tego, by spróbować zastąpić wszystko co miałem, dopóki moje nogi nie zdrętwiały
Modląc się jak głupek, który był w biegu
Serce wciąż bije, ale nie pracuje
To jak telefon za milion dolarów, z którego nie możesz zadzwonić
Sięgam, staram się kochać, ale nic nie czuję
Tak, moje serce jest zdrętwiałe "

        Człowiek nie zdaje sobie sprawy jak wiele szczęścia może dać mała rozbiegana istotka. Jaki piękny uśmiech widnieje na jego twarzy gdy to maleństwo jest szczęśliwe. Właśnie takim szczęśliwym człowiekiem, był siedzący na przeciw mnie Anders. Mała blondyneczka która popijała kakao wyraźnie dawała mu ogrom szczęści,  jakiego dotąd brunet nie zaznał. Zdecydowanie uśmiechnięta twarz i małe ogniki palące się w jego silnie niebieskich tęczówkach tylko i wyłącznie upewniał mnie w tym. Blondynka dawała mu wiele radości. Siedząc wspólnie z nimi, popijając kawę czułam się mało potrzebna. Anders mimo że prowadził ze mną rozmowę, całą swoją uwagę skupiał na dziewczynce. Zastanawiałam się jak wiele dla niego znaczy,  lecz wciąż nie wiedziałam kim ona dla niego jest. Była niezwykłą małą blondyneczką, dla niego jednak kimś niezwykłym, kimś bardzo ważnym.
   - Zobaczymy się jutro. - uśmiecham się i wstaję z mało wygodnego krzesła.
   - Poczekaj, odprowadzę Cię przecież. - uśmiecha się i pomaga ubrać się dziewczynce.
   - Nie musisz, przecież masz jeszcze ja pod opieką.
   - Odprowadzę. - mówi stanowczo nie godząc się na moje sprzeciwy, wiec zgadzam się.
   Nasza podróż wygląda tak jak pobyt w kawiarni. Milczę, widząc tylko szczęśliwego Andersa który chętnie odpowiada na miliony zadawanych pytań przez małą. Mam czas by przemyśleć to wszystko co jest teraz, a to co było kiedyś. Kiedyś tyle szczęścia Andreasowi dawała moja obecność. I być może to najbardziej boli, boli dlatego że w końcu zrozumiałam jak wielki błąd popełniłam. W jedynej ważnej chwili odtrąciłam od siebie kogoś kto był dla mnie wszystkim, kto oddał by za mnie wszystko. Potrzebowałam czasu by zrozumieć że Anders był tą osobą którą na prawdę kochałam, było to prawdziwe uczucie, nie wymuszone, które w ważnej chwili źle interpretowałam. Tego nie mogłam sobie wybaczyć, choć tak bardzo chciałam, nie potrafiłam. Jedynym dobrem które mnie spotkało to odzyskanie prawdziwego przyjaciela, odzyskanie Andersa.
   - O czym tak intensywnie myślisz? - spoglądam na mojego towarzysza który jest już sam, bez towarzystwa małej blondyneczki. Zastanawiam się kiedy mojej uwadze unika fakt że znajdujemy się pod jej domem.
   - O przeszłości.
   - Przeszłości? - spogląda ukradkiem w moją stronę, krocząc tuż obok mnie, delikatnie muskając mnie swoim ramieniem.
   Wiem, muszę wyjaśnić Ci wszystko, powiedzieć że kocham. Jednak jak mam to zrobić, dobrze wiem że było to tak dawno, te całe dwa lata wstecz w naszej pamięci  Liczę się z faktem że mogłeś już zapomnieć o tym drobnym uczuciu do mnie, po prostu przestać wieżyc w jego realność. Jednak jest ta dobra nadzieja która tli się ciągle w moim sercu, ta nadzieja która podpowiada ze jest inaczej.
   Odprowadzasz pod dom, lecz nie mój dom. Dom Toma, przyjaciela Twojego jak i zarówno mojego. Miejsce które stało się moim domem, w którym poczułam się bezpiecznie, taki mój mały azyl. Przyglądasz się uważnie, szukając we mnie odpowiedzi na wszystkie pytania które zadałeś, na które ja nie byłam w stanie odpowiedzieć. Wiem że jest inny, widzę to, jesteś inny niż dwa lata temu, inny niż kilka tygodni temu w moim domu. Jednak ciągle jest coś co przypomina mi tego dawnego Andersa, małe rozbieganego niebieskookiego Andersa.
   - Tęsknie za przeszłością Anders. - spoglądam na zdezorientowanego stojącego przede mną bruneta. Choć próbujesz zrozumieć sens moich słów nie wiesz do czego się odnieść. - Tęsknie za nami.
   - Przecież znów jest jak dawniej. Znów jesteśmy przyjaciółmi
   - Dawniej kochałeś mnie. - odpowiadam wbrew sobie, zanim zdążę pomyśleć.
   - A teraz jak jest?
   - Nie wiem, odpowiedz mi!
   - Boje się, Liv. Boje się że znów wyjedziesz, znów zostawisz. Myślisz że tak było dobrze!?
   - Wiem że nie. - nie musisz przypominać. Wystarczająco wiele przypomina o tym, nie bądź proszę kolejnym.
   - A co jeśli nadal kocham?
   Stoję bezradnie obok Ciebie, nagle boję się że coś zabierze mi Ciebie gdy powiem Ci że kocham. Zdenerwowana pocierając nerwowo ręce, wertuję twoje tęczówki moim przerażonym, pełnym strachu spojrzeniem. Strachu o nas. Wyciągasz dłoń w kierunku mnie by delikatnie, z pełnym wdzięku ruchem dotknąć mojego chłodnego policzka. z przerażeniem spoglądasz na mnie by po chwili ściągnąć Twoje grube rękawice i wręczyć mi. Troszczysz się o mnie.
   - Kocham Cię.
   Odważnym ruchem przybliżam się o krok bliżej Ciebie, tym samym łamiąc wszelkie możliwe granice między nami. Delikatnie wspinam się na palce i zamykam Twoje pełen wargi w krótkim, ale jakże wiele znaczącym pocałunku. Odsuwam się znów w to samo miejsce obserwując Cię, czekając na Twoją reakcję. Jednym mocnym ruchem dłoni przyciągasz mnie znów do siebie by delikatnie, z wszelką ostrożnością ponownie złączyć nasze usta.


"It's been a long time coming since I've seen your face
And I've never went back trying to replace everything that I've had till my feet went numb
Praying like a fool that's been on a run
Heart still beating but it's not working
It's like a million dollar phone that you just can't ring
I reach out trying to love but I feel nothing
Yeah, my heart is numb"
~One Republic~


____________________________
Na pewno wiele osób nie myślało o taki  rozdziale.
Jednam zdecydowałam że na chwilę naprawie życie mojej bohaterki,
być może tak już zostanie. 
Nie wiem jeszcze, 
ale na pewno to przemyślę ;)
Dziękuje za opinie i proszę również pod tym rozdziałem ;)
pozdrawiam,
Metka.

ps. zapraszam na Imaginy gdzie pojawił się ostatnio nowy skoczny również ;))


sobota, 5 stycznia 2013

"Piętnaście"




"Mieć w Tobie największy skarb
Nie mając innego nic
Nie liczyć zysków i strat
W horyzont bezkresny iść
To prawda, której brakuje mi
Moja prawda to Ty"



                  Lysgårdsbakken stała się moim drugim domem. I nie ważne czy spędzałam ten czas z przyjaciółmi, czy sama przychodziłam przemyśleć sprawy które wyraźnie uwierały w moim sercu. Miejsce to dawało mi pewien rodzaju spokój, czułam się tu na prawdę swobodnie, nawet teraz gdy parę osób mierzyło mnie wzrokiem. Nie przejmowałam się, liczył się tylko i wyłącznie mój wewnętrzny spokój. Stałam się egoistkom? Może i tak, jednak nie tak do końca. Poświęcałam swemu sercu więcej czasu, zastanawiałam się nad każdą rzeczą, jednak nigdy nie zaniedbywałam swoich przyjaciół. Tom przyzwyczaił się że większość wieczorów ma zarezerwowane dla mnie, i naszych długi rozmów, często nawet o niczym. Anders natomiast zapełniał każdą moją wolną chwilę, gdy tylko nie było treningów czy wyjazdów. Mimo wszystkich problemów, nienawiści która była pomiędzy mną a tą dwójką, staliśmy się lepszymi przyjaciółmi niż kiedy kolwiek wcześniej.
         Z uśmiechem na ustach wygrzewałam twarz w promieniach zimowego słońca, jednocześnie oglądając próby udanych skoków chłopaków. Zadziwiała tak słoneczna pogoda w już kończącym się miesiącu grudniu. Za zaledwie kilka dni mieliśmy witać nowy rok, a Lillehammer było z kołysane w słońcu i temperaturze która schodziła zaledwie do minus dziesięciu stopni. Śniegu wcale nie brakowało, zasypane chodniki czy drogi czasem przeszkadzały, ale skomponowane w tak cudownym słońcu nabierały tylko uroku. Nie narzekałam, pogoda ta zdecydowanie mi odpowiadała, nie przepadałam za mrozami które lubiły nawiedzać Norwegię w tej porze roku.
         Moją uwagę zwróciła mała blondyneczka która maszerowała w moją stronę. Na oko siedmiolatka usiadła obok mnie i powitała mnie szeroki uśmiechem. Odwzajemniając uśmiech przyglądnęłam się jej uważnie. Niebieskie tęczówki wyraźnie wesołe błądziły po obiekcie skoczni, a blond włoski bezwładnie opadały na jej malutkie ramiona. Dziwiła mnie jej obecność tutaj. Spojrzała na mnie jeszcze raz i wbiła swoje spojrzenie w moją osobę.
    - Dzień dobry! - wypowiedziała dźwięcznie przybierając ponownie uśmiech na ustach.
    - Dzień Dobry.
    - Też pani lubi tu przesiadywać? Bo ja bardzo! Wie Pani, jak dorosnę też będę tak skakać. - z błyskiem w oku spoglądała na sylwetki skoczków. Ta mała spodobała mi się  szczególnie jej radość jaką pałała do skoków. Miło jest widzieć dziecko z taką pasją, które tylko i wyłącznie myśli o jednym. Przypominała mi Bardala, nawet niebieskie tęczówki wydawały się być takie jak jego. Z taką samą miłością podchodziła do tego sportu.
   - Chcesz kiedyś skakać na nartach?
   -Baaardzo. - przeciągnęła z jeszcze większym uśmiechem. - Będę skakać jak wujek Andreas.!  - wyszczerzyła ząbki gdy to on właśnie zmierzał aby usiąść na belce.
   - Bardal jest Twoim wujkiem? - spoglądam na nią z nie małym szokiem, nigdy wcześniej Bardal nie opowiadał że ma taką słodką dziewczynkę w rodzinie.
    - Tak, i obiecał mi dziś zabrać mnie na kakao! - kolejny raz uśmiecha się pokazując szereg małych białych ząbków i zaciska kciuki widząc Andersa już szybującego w powietrzu. Gdy ten loduję gdzieś blisko rekordu skoczni podskakuję i macha mu z całych sił, widząc go przy barierkach. On odmachuję jej z radością i spogląda na mnie, zakłopotany zabiera narty i wraca do tak zwanych domków.
    Zastanawiam się nad zachowaniem skoczka, zresztą nie zrozumiałym dla mnie. Ucieka przed moim wzrokiem, szybko znika z mojego pola widzenia. Ale gdy widzi mała blondynkę jego oczy śmieją się a usta przybierają wyraźny promienny uśmiech. Mała jest dla niego ważna, bardzo ważna.
  - Wujek! - dziewczynka której nada nie poznałam imienia rzuca się Bardalowi na szyję a on zamyka ją w mocnym, acz kolwiek bezpiecznym uścisku. Tak jak by bał się że taj małej istocie może się coś stać.
    - Cześć. - zwraca się do mnie i delikatnie muska mój zimny, od mrozu policzek.
   - Wujek, a pamiętasz co mi obiecałeś? - blondyneczka przerywa naszą wymianę spojrzeć.
   - Nie. - odpowiada zakłopotany Norweg.
   - Wujek!
   - Obiecałeś jej kakao! - pomagam brunetowi widząc jak szuka w myślach poprawnej odpowiedzi.
   - Wybierzesz się z nami? - proponuję. Spoglądam na blondynkę która z uśmiechem przytakuję skoczkowi.
     - Czemu nie! - uśmiecham się łagodnie i ruszam z nimi do pobliskiej kawiarenki.



"Moja prawda to Ty"


________________________________
Zakręcam sie coraz bardziej. 
Już wiem, jak potoczą sie ich losy dalej, 
Dla was moze okazać się nie przemyślanym z mojej strony,
Jednak wszystko jest tak jak powinno być! 
Codziennie blog odwiedza ok. 15 osób,
prosze o komentarze jakie kolwiek,
nawet z jednym słowem, 
dla mnie to na prawdę ważne.!
Za wszystkie dziękuję!
Pozdrawiam,
Metka.

ps. Zapraszam na bloga z imaginami!