sobota, 16 marca 2013

Niewinni niedoskonali.




"Dziś już możesz wszystko zmienić.
Całą prawdę już o sobie znasz.
To dla ciebie ważne jest.
Chcę byś wiedział, że naprawdę.
Możesz zawsze na mnie liczyć, więc.
Nie zatrzymuj się."


                    Przebłyski złotego wiosennego słońca delikatnie muskały moją lekko przemarzniętą twarz. Nie przeszkadzało mi to dziś, zafascynowana podziwiałam poranną Holmenkollen. Skocznia jak żadna dotąd zachwyciła swoim pięknem, swoim ogromem, bo na prawdę zajmowała wielki rozmiar. W ostatnich tygodniach to właśnie tak cudowne miejsce jak skocznia było miejscem wyciszenia dla mnie, chwilą w której mogłam pomyśleć nad wszystkim. Tydzień temu, i każdej wcześniejszej nocy była to Lysgårdsbakken, piękna jak zawsze, a dziś tego pięknego wiosennego poranka była to Holmenkollen, cudowna jak nigdy.
      Czekam na Ciebie,na Was, na wasz pierwszy trening, podziwiając tą cudowną pustkę panującą w około. Rozmyślając nad tym jak ten obiekt zmieni się wieczorem, jak zatętni życiem gdy trybuny zapełnią się co do ostatniego miejsca,a wszędzie powiewać będą niebiesko-czerwone, norweskie flagi.Jak ty przejęty zasiądziesz tam wysoko, na małej drewnianej belce, odepchniesz się i pofruniesz wysoko jak ptak. Wylądujesz idealnie, jak zawsze. Może pomyślisz w tedy o mnie, o tej brunetce ściskającej mocno kciuki za Ciebie  która ze łzami w oczach będzie śledzić każdy Twój krok, bo martwi się o Ciebie.Martwię się zawsze, nie ważne kiedy, nieważne czy to konkurs czy trening, zawsze gdy Ty zasiadasz wysoko tam, na tej drewnianej belce.
     Podobno i za to mnie kochasz. Tak zawsze powtarzasz, nawet teraz, gdy po tej długiej nieobecności przy Tobie nadal się martwię. Ale teraz jest już dobrze, z nami, z całym światem w okół nas, z małą Thea. Z małą blondyneczką która jest Twoim największym skarbem, z czym zdążyłam się przyzwyczaić, co zdążyłam zaakceptować. Mała stała się również kimś ważnym dla mnie, znalazła na dobre miejsce w moim sercu swoim promiennym uśmiechem, i cudownymi błękitnym, Twoimi tęczówkami. Stała się taką małą cząstką Ciebie, blisko mnie gdy Ciebie nie ma, gdy opuszczasz wyjeżdżając te setki kilometrów,ale nie mam Ci tego za złe. Wiem że kochasz to, kochasz skoczny świat, wiem też że kochasz i mnie. Powtarzasz każdego dnia, każdego słonecznego bądź nie, poranka, zawsze gdy jesteś obok, i to tak cholernie cieszy. Sprawia że każdego dnia wiem że żyje dla kogoś, że jest ktoś kto z uśmiechem posłucha mojego opowiadania pod koniec dnia, kto wysłucha i zauważy gdy czasem jest mi źle.I Ty zdecydowanie jesteś kimś takim. Tak cholernie dla mnie ważnym.
     Uśmiecham się, na prawdę serdecznie uśmiecham się do słonecznych promieni, których tak brakowało mi. Przez tą całą długą zimę, pełną wielu wydarzeń, nie koniecznie chcianych przeze mnie. Była długą przeprawą przez moje stare życie, którego chciałam zapomnieć, do którego nie chciałam powracać, jednak los chciał inaczej. Pokierował mną inną ścieżką, nie tą chcianą przeze mnie, lecz jednak wszystko potoczyło się dobrze. Dla nas, dla mnie. Ta zima była inna od wszystkich, tą zimę zapamiętam na zawsze.
     - Dzień dobry! - słyszę gdzieś za plecami dźwięczny głos, nie Twój głos. Odwracam się gwałtownie a na moich ustach w jednym momencie pojawia się serdeczny, szeroki uśmiech.
     - Tom! - rzucam się przyjacielowi na szyję, mocno do niego przylegając  Tak dawno tego nie robiłam, tak dawno się z nim nie widziałam.
     - Co robisz tu, tak wcześnie? - pyta z uśmiechem.
     - Myślę Tom, jak zawsze.
     - O mnie? - porusza znacząco brwiami czym wywołuję u mnie salwę perlistego śmiechu. Towarzysz po chwili śmieję się ze mną. Cieszę się że jest ze mną, że nie opuścił nawet po tym jak go potraktowałam, jak wyzwałam od najgorszych gdy szukałam odpowiedzi na wszystkie dręczące mnie pytania. Jednak o mnie zrozumiał, wiedział ze nie chciałam, że w tamtej chwili wcale nie byłam sobą, nie tą co zawsze roześmianą Liv. Teraz wiem że jest inaczej, teraz jest już dobrze.
     - Dobrze widzieć Cię taką szczęśliwą Liv. - uśmiecha się kolejny raz mocno mnie ściskając.
     - Dobrze jest być szczęśliwą. - odwzajemniam uśmiech ponownie mrożąc powieki gdy docierają do nich promienie wiosennego słońca. Teraz wiem że jestem szczęśliwa, teraz wiem że żyje!

_______________________________
Bo to już koniec. 
Było mi tu na prawdę dobrze, a historię tą pokochałam jak żadną inną.
Na prawdę ciężko jest mi to kończyć, ale jednak,
to nie koniec przygody z pisaniem. 
Jest coś nowego, gdzie już dzis pojawił sie prolog. 
Więc może ktoś wpadnie, może ktoś nadal bedzie chciał czytać moje opowiadanie? 
Dziekuję za wszystkie komentarze tu na tym blogu, na 20 rozdziałów było ich aż 88, 
na prawdę za to DZIĘKUJĘ! Za to ze byliście tu ze mną, 
i że może komuś spodobała sie ta historia! 
Dziękuję i zapraszam na nowe losy ;)
Kocham Was ♥ 
Metka.

niedziela, 10 marca 2013

"Dziewiętnaście"

                                                               [Napraw]

"Czy dasz radę kochać, mimo, że ja

Nie umiem już sam, bez Ciebie wstać 
Czy dasz radę kochać, mimo Twych ran
Nie umiem już sam bez Ciebie wstać"
~Lemon


                Przykryta ciepłym czerwonym kocem, z kubkiem gorącej herbaty zawracałam głowę Kennethowi. Nie wiedziałam że znajdę w nim oparcie, marzyłam tylko by na krótką chwilę zabrał mnie z tego dziwnego stanu w którym się znalazłam, z tego świata w którym nie chciałam trwać. Spełnił moją prośbę  zabrał z zielonej ławeczki i pozwolił znaleźć ukojenie w jego ciepłych ramionach. Skutecznie z każdym gestem przekonywał mnie do siebie, wiedział gdzie znajdują się moje słabe punkty które potrafił wykorzystać. Lecz tym razem nie pozwoliłam by tak zwyczajnie mną kierował, by żył i oddychał za mnie. Nie mogłam pozwolić bym znów tak doszczętnie uzależniła się od niego. Teraz moje serce w całości należało do Bardala, mimo wszystkich kłamstw nie potrafiłam już sama bez niego wstać. Sprawiał że po raz kolejny raz cierpiałam, lecz to nie potrafiło mnie zniszczyć, a raczej nie potrafiło zniszczyć bezgranicznej miłości do niego.
    Kenneth po niedługim czasie zrozumiał że nie należę już teraz do niego, że moje serce nie kocha go. Ale zdecydował się mi pomóc, nie zostawił samej z tyloma problemami z którymi nie umiałam już sama sobie poradzić. Ponownie usiadł obok mnie pozwalając bym znalazła w nim oparcie  Moje słone zły kolejny już raz zapełniały blade policzki. Nie zważałam na rozmazany tusz, poczerwieniałe policzki i zmęczone czekoladowe tęczówki. Delikatnie sprałam głowę na jego ramieniu  pozwalając ciemnym długim włosom opaść przyklejając się do mokrych policzków, cicho łkałam. Dłonie zajęłam zabawą kubkiem, by choć przez chwilę całą swoją uwagę przenieść na coś co nie sprawiało bólu.
    - Kenneth? - szepnęłam ledwo słyszalnie, lecz jego uwadze to nie uszło.
    - Hmm? - spojrzał na mnie odgarniając brązowe włosy z mojego czoła.
    - Myślisz że dobrze robię?
    - Nie Liv, zdecydowanie nie!
    Podnoszę zdezorientowana głowę i  lustruję go moimi zapłakanym tęczówkami. Na prawdę nie spodziewałam się taki słów z jego ust. Myślałam że przytaknie mojemu pytaniu, powie że robię dobrze.
    - Nie patrz tak na mnie, widać że Cię zranił jednak, Ty na prawdę go kochasz.
    - Kocham, na prawdę, ale przecież to tak cholernie boli.. - kolejny raz po bladych policzkach spływa słona ciepła ciecz.
    - Wyjaśni z nim wszystko, on też Cię kocha Liv, na pewno całym sercem, i nie pozwól by taka rzecz was rozdzieliła być może na zawsze.
    - Kenneth, boję się.
    - Boisz się prawdy, którą przecież i tak już znasz?
    - Boję się że on nie kocha mnie jak tą małą.
    - Jesteś śmieszna Liv. Przecież on Cię kocha najmocniej. - śmieje mi się prosto w oczy i po raz kolejny skłania do myślenia. Na prawdę kochasz mnie najmocniej na świecie?
***
         Czekam na Ciebie, kolejny raz przy oświetlonej, nocnej Lysgårdsbakken. Kolejny raz oparta o zimną lekko przymrożoną barierkę, tak jak tego ostatniego wieczoru. Zastanawiam się czy na pewno chce usłyszeć Twoje tłumaczenia, czy ich potrzebuję. Wybaczę? Wybaczę na pewno. Nie potrafiłabym nie wybaczyć, Anders jest moim powietrzem, moim życiem, bez niego nie potrafię już wstać. Ukrywam w dłoniach zaszklone tęczówki, nie chce płakać jeszcze nie teraz, choć niesamowicie go kocham.
    - Liv? - poruszam się delikatnie jednak nie odwracam się w Twoją stronę.
    - Anders. - wzdycham cicho.
    - Pozwolisz wytłumaczyć.?
    - Nie wiem, Anders nie wiem czy chce to usłyszeć.
    - Liv, proszę chcę byś znała prawdę.
    - Dobrze.  - pozwalam dłonią delikatnie opaść na barierkę i podeprzeć moje niepewne ciało.
    - To był jeden wieczór, tylko jeden równe sześć lat temu. Już w tedy Cie kochałem  jednak widziałem że nie będziesz nigdy ze mną, że jestem tylko tym cholernym przyjacielem którym nie chciałem być. Chciałem być kimś o wiele ważniejszym. - chciałam Ci przerwać jednak ty znacznym gestem sprawiłeś że ponownie zamilkłam. - Po konkursie, tym udanym polało się zbyt wiele alkoholu. Jak wiesz starałem się nigdy specjalnie nie opijać, lecz tym razem było inaczej, a dziewięć miesięcy później byłem ojcem. Nie wiedziałem, nie wiedziałem aż do ostatniego roku. Zjawiła się z mała blondyneczką tuż po treningu i te małe niebieskie oczy nie pozwoliły mi nie być ojcem.
    Po moim zimnym bladym policzku spływają pierwsze łzy. Choć chce to wszystko zrozumieć nie mogę. Wiem że mała blondyneczka stała sie jego miłością, jednak ciągle jest jej mama, mama której nie znam, która teraz jest przeszkodą. Choć Ci nie pozwalam Ty i ta delikatnie zbliżasz się do mnie. Ocierasz dłonią zimny policzek.
    - Liv, spójrz na mnie. - bijąc się z myślami podnoszę swój wzrok i zatrzymuję go na Twoich skandynawskich niebieskich oczach. - Kocham Cię najmocniej na świecie.
    - A ona?
    - Kto?
    - Ta,, matka Thei.
    - Nic nie znaczy, liczysz sie tylko ty!
    Choć nie chce uwierzyć, nie potrafię  Przymykam delikatnie powieki by Twoje rozbijające mnie w środku spojrzenie przez chwilę znikło. Intensywnie myślę, Twój delikatny oddech który muska moje zimne policzki jest czymś cholernie przyjemnym, twoje bijące ciepło cholernie kuszące. Uzależniasz jak nigdy Bardal. Uzależniasz...
    - Napraw mnie, proszę.
    - Liv.
    - Naucz mnie kochać jeszcze raz. - wspinam się na palce i zamykam nasze usta w delikatnym jednak wiele znaczącym dla nas pocałunku.



"Czy dasz radę kochać, mimo, że ja

Nie umiem już sam, bez Ciebie wstać 
Czy dasz radę kochać, mimo Twych ran
Nie umiem już sam bez Ciebie wstać"

___________________________________
Już przed ostatnia część. ;)
Zżyłam sie z Tą historią jednak dobieg ona już końca. 
Mam nadzieję że choc paru osobą sie spodobała,
i zajrzą na końcówkę.
A tak jeszcze jedna wiadomość, 
Mimo ze kończę tą historię, 
to jest jeszcze jedna skoczna którą napisałam już dawno a teraz 
mam okazje by ja ujawnić. 
Będzie ktoś ze mną i moim nowym opowiadaniem? 
Zapraszam na nie,
a prolog pojawi sie równo z końcówką tego bloga. 
Pozdrawiam,
Metka.




wtorek, 5 marca 2013

" Osiemnaście"





"Na początku byłeś złodziejem

Ukradłeś mi serce
I ja,Twoja uległa ofiara
Pozwoliłam Ci zobaczyć te części mnie
Które nie były do końca przyjemne
I z każdym dotykiem
Naprawiałeś je
Teraz mówiłeś przez sen
Rzeczy, których nigdy mi nie mówiłeś
Powiedz mi, że miałeś dość
Naszej miłości, naszej miłości"



              Szczęście, stan naszej największej radości życiowego spełnienia. Dla mnie rzecz nie osiągalna, coś co trwa krótką chwilę by po niedługim czasie prysnąć jak bańka mydlana, zniknąć jak sen. Teraz ziemia załamywała mi się pod stopami, wszystkie postawione sobie wartości teraz straciły sens. Znów po krótkiej chwili spokoju, pojawiały się nowe problemy. Problemy z którymi kolejny raz nie potrafiłam sobie poradzić. Okłamywałeś mnie, a raczej ukrywałeś smutną prawdę przez siedem lat. Siedem długich lat gdy byłam obok Ciebie codziennie, gdy ja powierzałam Ci wszystkie moje sekrety, ty ukrywałeś prawdę, Bardal ukrywałeś że masz dziecko! To nie była błahostka, to nie jakiś zły skok czy jeden wyskok na imprezie, to było dziecko, mała blondyneczka, mała Thea.
    - Pozwól mi teraz odejść! - po długiej ciszy wreszcie zwracam się do Ciebie.
    - Na zawsze? - z przerażeniem wymalowanym na twarzy delikatnie się ode mnie odsuwasz, o ten jeden mały krok, jednak z wielkim strachem.
      - Nie, to znaczy nie wiem. Daj mi po prostu to wszystko przemyśleć.
    - Dobrze, ale proszę, obiecaj że wrócisz, że pozwolisz mi to wszystko wyjaśnić. - delikatnie łapiesz mnie za dłoń którą ja szybko wyrywam. Nie chce Twojego dotyku, nie chce Ciebie, nie teraz.
   - Wrócę, tylko proszę daj mi czas!
   Nie ukrywając już łez zostawiam Cie samego, może przemyślisz, może tak jak ja poszukasz najlepszego rozwiązania tej całej sytuacji. Potrzebuję czasu, czasu by przemyśleć to wszystko i ułożyć w głowie. Nie jestem pewna czy dorosłam do tego, do tej wiadomości i by Ci wybaczyć te kłamstwa. Nie wiem, czy potrafię.
    Zatrzaskuję za sobą drzwi i kieruję się do przestronnej kuchni z której dochodzą odgłosy. Zastaje w niej Toma, blondyn uśmiecha się do mnie serdecznie kręcąc się przy kuchence  wydaję mi się że gotuję obiad, jednak przez fale łez nie spostrzegam dokładnie. Ale teraz to nie ważne, nie ważne czy gotuję rosół czy pomidorową czy nawet coś bardziej wymyślnego. Teraz zastanawia to czy wiedział, czy on też okłamywał.
    - Wiedziałeś?O Thei? - spoglądam na niego ocierając spływające po policzkach łzy.
    - Tak.
    - Ty też, ty też mnie okłamywałeś? Tom,,, - robię kilka kroków w tył by szybko znaleźć się przy drzwiach wyjściowych, nie chce tu zostać , na prawdę nie chce.
    - Liv poczekaj proszę. - wybiega za mną i łapie za nadgarstek pozbawiając drogi ucieczki.
    - Po co? Po kolejne kłamstwa, Tom.
    - Nie Liv, nie chciałem Cię okłamywać, ja po prostu obiecałem  mu, nie mogłem inaczej.
    - Nie liczyło się to że byłam Twoja przyjaciółką.
    - Liv,,,
    - Nie Tom, po prostu nie! - uwalniam się z silnego uścisku i zatrzaskuje drzwi, tuż przed jego nosem. Nie potrzebuję teraz chorego współczucia, udawanej troski o mnie. Po prostu nie chce. Muszę poradzić sobie sama, z tym co dzieje się w okół mnie, z tą chorą tajemnicą.
    Już wiosenny wiatr owiewa moją twarz przypominając że znów nie założyłam szalika, że pewnie teraz byłbyś zły. Ale co mnie to teraz obchodzi, czemu Ty mnie obchodzisz, przecież tak wiele złego się teraz dzieję, a ja nie potrafię myśleć o Tobie źle. Zawsze będziesz troszczącym się o mnie Bardalem, mężczyzną którego prawdziwie pokochałam.
    Wyciągam z kieszeni mojego już lekko podniszczonego smart fona i wystukuję ciąg liter, by następnie wysłać to krótką wiadomość. Zastanawiam się czy robię dobrze, czy na pewno nie będę żałować moich czynów, jednak potrzebuję teraz kogoś, kogoś kto będzie i pociesz, kto pozwoli mi przemyśleć pomagając swoją obecnością, potrzebuje właśnie Jego.
    Nie muszę czekać długo, po dziesięciu minutach zjawia tak jak by się paliło. Zajmuję miejsce obok mnie, na małej zielonej ławeczce w parku. Nie pyta o nic, po prostu pozwala czuć swoją obecność. Uśmiecham się delikatnie przez łzy dziękując że tak szybko jest, że jest dla mnie tutaj, teraz.
    - Kenneth proszę zabierz mnie stąd!


"Right from the start, you were a thief,

You stole my heart and
I your willing victim
I let you see the parts of me
That weren’t all that pretty.
And with every touch
You fixed them.
Now, you’ve been talking in your sleep
Oh oh, things you never say to me
Oh oh, tell me that you’ve had enough
Of our Love, our Love."
~ Pink ft. Nate Ruess




_______________________________________
Och strasznie zżyłam sie z tą historią, 
I na prawdę ciężko będzie mi się z nią pożegnać.
Jednak wszystko zbliża sie ku końcowi,
Powiedzcie mi, 
Wolicie
Szczęśliwe,
czy, 
raczej 
poważne
zakończenie. 
Proszę mówcie!
Pozdrawiam, 
Metka.