sobota, 22 grudnia 2012

"Czternaście"



Otwórz oczy jest za późno,

nie szukaj mnie na próżno
Teraz tylko tracisz swój czas.
Czy tak wiele wymagałam,
w ślepą miłość zaplątana.
Czy żałujesz już, ze nie ma nas?




             Ohh,, Tom. Tak ten Tom Hilde. To on teraz potrzebuję wyjaśnień, to on się o mnie martwi, jak na przyjaciele przystało. Podaję mi kubek gorącej, cytrynowej herbaty i siada na przeciw mnie, na dużym czerwonym fotelu. Zresztą fotelu który nie pasuję do wystroju pomieszczenia, jednak który ewidentnie jest jego ulubionym. Szare ściany, kremowa kanapa i jeden czerwony fotel. Ulubiony, oddający całą jego szaloną osobowość  którą bądź co bądź lubię. W końcu jest osobą bez której teraz nie widzę mojego życia. Jak nikt inny potrafi rozbawić, lecz w trudnych chwilach pocieszyć, dlatego jest dla mnie na prawdę ważny.
- Więc,,, - zaczynam rozmowę widząc że przyjaciel za bardzo delektuję się swoją ,bądź co bądź bardzo pyszną herbatą. 
  - A tak. - uśmiecha się i odstawia swój kubek na mały stolik dzielący nas. - I jak tam Twoje sprawy? 
- W jak najlepszym porządku. - uśmiecham się na samą myśl o Bardalu i o tym że wreszcie zaczyna się mi układać.
    Oddycham z ulgą, wolnym powietrzem które nie uciska, które po prostu oplata moje płuca by po chwili znów opuścić mój organizm. Czuję się inaczej, wolna od problemów, trosk, zbędnych myśli. Jest cudownie, idealnie. Chcę by ta chwilą trwała jak najdłużej, nie chce znów popaść w kłamstwa, znów uciekać i czuć ten okropny ból w okolicy klatki piersiowej. Być może to serce boli, jednak czasem zastanawiam się czy ja ciągle je tam mam. Bo przecież tak wiele osób zraniłam, pozwoliłam by oni cierpieli, bo mi było wygodniej odejść bez słowa. Jedynie ten cholerny ból przypominał że ono może jeszcze jest, że czas je odkopać z pośród kupy gruzu, który go przykrył. Wreszcie nauczyłam się walczyć o własne szczęście.
- Kennetha znasz już długo? - pyta uważnie mi się przyglądając.
- Kennetha? 
- Widziałem jak dziś rozmawialiście.
- Ah,,, był moim sąsiadem, tam w Oslo. - namiętnie wpatruję się w ciecz która zajmuję już tylko połowę mojego kubka.
- Tylko tyle? Ta rozmowa,,
- Byłam z nim, kochałam go. - przerywam w połowie zdania.  Czekam na reakcje Toma. Obserwuję i ciągle czekam. Widzę zakłopotanie, jak układa myśli. Wciąż czekam.
- Co się stało, że nie jesteście razem? -przychodzi mu to z trudem, lecz pyta.
- Zdradził. - wypowiadam tylko jedno słowa, ale jak bardzo bolesne. Tom podrywa się i jasnym spojrzeniem oplata moją twarz. Widzę złość w jego oczach, jednak to już przeszłość, więc nie powinien tak reagować.
- Jak to? Zabije,, - mruczy pod nosem, lecz nie uchodzi to mojej uwadze. Odstawiam już pusty kubek na mały stolik i podchodzę do chłopaka zajmując wolną powierzchnie obok nie go. 
- Na prawdę mi miło że się o mnie troszczysz. - uśmiecham się delikatnie. - Lecz, to już przeszłość  Być może to też moja wina, proszę nie rób nic czego mógł byś później żałować  - delikatnie opieram głowę na jego ramieniu. - Obiecaj mi proszę, że nie będziesz nic robił! 
- Ahhh,, - wdycha głęboko i delikatnie obejmuję mnie ramieniem. - Obiecuję. 
- A Ty? Pogodziłeś się z Andersem? 
- Tak, jest już ok. 
- W ogóle nie powinniście się kłócić, zawsze byliście dobrymi przyjaciółmi, odkąd pamiętam. - uśmiecham sie przywołując kilka wspomnień z dzieciństwa  Kilka na prawdę miłych wspomnień. Miły blondyn, brunetka, i niebieskooki brunet. Zadowolone dzieci, nie myślące o przyszłości, cieszące się chwilą obecną i swoim towarzystwem. Które wcale nie myślą o przyszłości, które cieszą się chwilą, lecz  chcą dorosnąć  nie wiedząc jakie przynosi to problemy.
  - Muszę znaleźć jakąś prace! - mówię opróżniając kubek, nie podnosząc głowy z ramienia blondyna.
- Dalej fotografia? 
- Teraz i dziennikarstwo. - uśmiecham się delikatnie.
- Widzę że wiele się zmieniło! 
- Nawet nie wiesz jak wiele! 


__________
Taki krótki,, ale chciałam dodać przed świętami.
Życzę wam wszystkim wszystkiego najlepszego, 
wesołych i szczęśliwych świąt w gronie rodzinnym.
Wesołego i szampańskiego sylwestra.
Dziękuję za liczne odwiedziny. 
Pozdrawiam. 

Metka.


wtorek, 11 grudnia 2012

"Trzynaście"




"Nigdy nie chciałam Cię stracić
A jeśli miałabym wybierać, wybrałabym Ciebie
Więc zostań, proszę, zawsze zostawaj
Jesteś jedynym na którym mogę polegać
Bez Ciebie moje serce zatrzymałoby się."




               Czy kochałam go? Tak, kochałam go całym sercem. Pierwszy raz w moim nie długim życiu pokochałam kogoś tak prawdziwie mocno. Z każdym jego spojrzeniem serce wyrywało się do niego, a krew pulsowała w żyłach dwa razy szybciej, powodując że moje policzki paliły. Z każdym lekkim muśnięciem jego dłoni, po moim ciele rozchodziły się przyjemne dreszcze w każde najmniejsze miejsce. Pierwszy raz czułam coś takiego, coś na prawdę pięknego. Tęsknota gdy wyjeżdżał, sięgała apogenum i często kończyła się zamknięciem w domu. Jednak gdy nadchodził upragniony dzień powrotu, nic nie mogło zepsuć mi dnia. Wszystko do o koła wydawało się zwiastować że on dziś wraca, że w końcu będę mogła wtulić się w jego lekko wyrzeźbiony tors i poczuć jego zapach. Zapach ostrych perfum który każdego ranka zostawiał po sobie na mojej poduszczę  Czas spędzany z nim był czasem którego zawsze chciałam jak najwięcej, lecz zawsze musiał wyjść do "pracy", jednak obiecywał ze wróci. Wracał, zawsze wracał do średniego wzrostu brunetki, zakochanej w nim po uszy. Zawsze witałam go kubkiem aromatycznej kawy i delikatnym całusem który zawsze odwzajemniał. Jednak to zawsze się skończyło!
     Myślałam, ba, byłam przekonana że wie o moim uczuciu do niego. Że przecież tak owe istnieję, i z każdym dniem przybiera na silę. Było mi ciężko, cholernie ciężko nie zakochiwać się w nim każdego dnia, gdy kusił czułymi słówkami, gdy powtarzał Kocham. Zresztą ja rzadko to mówiłam, nie pozwalała mi na to chora ambicja  która zrażona ostatnimi zawodami miłosnymi przypominała o zdrowym rozsądku. Nie pozwalała przekroczyć pewnych granic, czym czasem go raniłam. Może dla tego stało się to co się stało. Może dlatego tego felernego dnia, zdradził a ja ponownie uciekłam. Z jednej strony uciekłam od kłopotów, z drugiej wpakowała się w jeszcze większe. Przepraszam, że często przeklinam, że często strzelam focha i nie jestem pierwszą lepszą którą możesz zaciągnąć do łóżka . Przepraszam, że wciągnęłam cię w tą bezinteresowną znajomość i ciągnęłam ją do okaleczenia mojego serca.Przepraszam, że mi tak cholernie zależy i przepraszam że kocham.
     Teraz siedział obok mnie z nadzieją że wyjaśnimy to co było nie potrzebne w naszym związku. Kątem oka spoglądam w jego stronę, jego zaciekawione spojrzenie przygląda się każdemu milimetrowi mojego ciała. Widziałam ze tęskni, że tak jak ja pragnie znów poczuć to ciepło które od nas biło. Lecz, ja nie potrafiłam tak po prostu wybaczyć, moje okaleczone serce nie mogło wciąż zapomnieć.
- Kochałaś? - powtarza pytanie, myśląc czy aby je wcześniej dosłyszałam.
- Kochałam, na prawdę kochałam! - mówię bardzo spokojnie, zadziwiając samą siebie, że tak potrafię.
- Więc, wybaczysz? - spogląda w moje czekoladowe tęczówki z ogromną nadzieją. A ja muszę go rozczarować.
- Nie Kenneth, nie teraz.
- Rozumiem. - spuszcza wzrok, jednak nie unika mojej uwadze drobna łza która spływa po jego policzku, którą szybko ociera tak bym jej nie widziała.
- Zrozum, nie potrafię. Nie chce Cię stracić, lecz, dajmy sobie czas. Przemyślimy to i podejmiemy decyzję czy aby na pewno warto to jeszcze ciągnąć! Proszę daj nam czas!
    Wiem, wiem to nie jest dla niego łatwe  przecież dla mnie też. To jest wręcz cholernie trudne, gdy nagle masz się odizolować, raczej na trochę odstąpić od osoby którą się kochało, naprawdę kochało. Więc nie dziwię się że on wcale nie chce się zgodzić, że nie potrafi tak, ja też nie potrafię. Lecz nie potrafię też po prostu wybaczyć. Jedyne co na teraz mnie stać, to przyjaźń, choć wiem że to nie żadne pocieszenie, lecz zawsze coś. Bo przecież nie chce go stracić, jednak jest w moim sercu i to uczucie które było między nami jeszcze w małym stopniu, ale ciągle trwa.
- Więc...
- Dajmy sobie czas, jednak nie chce by to wyglądało tak że unikamy się bo tak nie chce! - mówi z lekkim wyrzutem bo wie na co mnie stać, co mogę zrobić.
- Dobrze. - decyduję się delikatnie uścisnąć jego dłoń i odejść. W końcu moje problemy wychodzą na prostą.
__

   Kocham ten stan, gdy miasto pochłonięte jest w cudownej skocznej atmosferze. Gdy wszyscy do o koła żyją przez ten weekend tylko i wyłącznie skokami, nic więcej się nie liczy. Całe rodziny przychodzą by kibicować swoim rodakom w pierwszym tego rocznym konkursie. Inauguracja przypada na nasze Lillehammer, ale wszyscy się z tego cieszą. To na prawdę ważne wydarzenia dla tego nie wielkiego miasteczka, które w końcu tętni życiem. Cudowna puchowa sceneria, i oświetlona Lysgårdsbakken, gdzie u jej szczytu już pierwszy zawodnik przygotowuję się do skoku. Siada na belce, i widząc machnięci chorągiewki odpycha się od drewnianego drążka i pędzi w dół by wylądować już na dole. Tak się zaczyna.
Cudowna trzecia pozycja Bardala cieszyła, i to nie tylko mnie. Jednak dla mnie była cholernie ważna, tak jak dla niego. Dawała mu satysfakcję  a dla mnie było przyjemnością patrzyć na tak wesołego i szczęśliwego przyjaciela. Ten sezon zapowiadał się na prawdę dobrze.



"I never wanna lose you
And if I had to I would chose you
So stay, please always stay
You're the one that I hold on to
Cause my heart would stop without you"
~Stay~

____________________________________
Kolejny rozdział, mniej więcej zaspakajający moje potrzeby.
Pierwszy raz podoba mi się, choć nie w całości.
Jeśli ktoś czyta,,proszę o komentarz.
pozdrawiam,
Metka.