[podkład]
Swoim zachowaniem dostarczasz nowych przemyśleń. Wielu nowych pytań
które pojawiają sie w mojej głowie. Twoje nagłe wyjście, a nawet reakcja
na mój powrót tutaj, wystarczająco obrazowało to jak bardzo się tego
spodziewałeś. Być może nawet odliczałeś dni do tego jak wrócę i będziesz
mógł wyśmiać mnie prosto w oczy. Wiedziałeś, ale nie próbowałeś
zatrzymać. Dałeś mi wolną rękę, teraz pojawia się w głowie myśl, że
chciałeś by stało się tak jak się stało. Nie wiesz że to wszystko po
części przez ciebie!
Głowę zaprzątam sobie tymi myślami, nie zwracając uwagi na to co mówi
do mnie Matka, stojąca na przeciw mnie. Gdy po raz kolejny pada moje
imię, wyrywam się z letargu w którym trwałam od twego wyjścia.
- Liv! Liv, dziecko. Ty w ogóle mnie słuchasz? - moja rodzicielka spogląda na mnie lekko potrząsając mnie za ramię.
- Tak. - wypowiadam bez emocji. - Jeśli chcesz mi znów powiedzieć że
spodziewałaś się tego, to proszę nic już nie mów. - wymijam ją, nalewam
sobie do szklanki soku, i wypijam duszkiem.
- To powiem " a nie mówiłam" !
- Jeszcze ty? Może lepiej od razu powiedz że mnie tu nie chcesz! Bo było
wam wygodnie gdy wyrodna córka wyjechała. - zgrabnie ją wymijam i
kieruję się w stronę schodów.
- Myślisz że gdybym tego chciała prosiła bym cię byś nie wyjeżdżała. - zatrzymuję mnie i spogląda w moje tęczówki. - Co?
- Ty może nie, jednak Ojciec powiedział że nie mam czego tu szukać. Więc lepiej będzie jak przeprowadzę się gdzie indziej.
- Może do Andersa? - poddaje pomysł,a ja spoglądam na nią bardzo szokowana, tym co usłyszałam.
- Dlaczego mam go prosić o pomoc?
- Bo przecież jesteście przyjaciółmi!
- Mamo, ja i Anders,,,, - Twoje imię ledwo co przechodzi mi przez gardło. - My byliśmy przyjaciółmi. - odpowiadam.
- Wiem, byliście nie rozłączni. - uśmiecha się lekko na jego wspomnienie.
- Byliśmy! Rozumiesz byliśmy! - zdenerwowana podnoszę głos i wychodzę
nie chcąc kolejne bezsensownej rozmowy o Tobie, o tym jak to kiedyś się
przyjaźniliśmy.
Wchodząc do pokoju potykam się o jeszcze nie rozpakowaną walizkę. Klnę
pod nosem, i rozmasowuję bolące miejsce. Gdy ból mija podejmuję bardzo
szybko decyzję. Ubieram ulubione niebieskie trampki, na gołe ramiona
zarzucam bejsbolówkę i łapię za uchwyt walizki. Szybkim krokiem pokonuję
schody i już znajduję się przy drzwiach. Odwracam się słysząc odgłos
kroków, na stromych schodach ukazuję się postać mojego ojca. Spogląda na
mnie zakładając ręce na piersi. Bez słowa pożegnania wychodzę,
zatrzaskując za sobą z całej siły drzwi.
Zapraszam na epilog czysta-gra.blogspot.com PS. widzę, że nie skomentowałam, dziwne, bo o ile pamiętam to czytałam ten rozdział.
OdpowiedzUsuńWięc tak po pierwsze ja chcę dłuższe rozdziały. Myślę, że Liv i Andreasa nie będzie łączyła tylko przyjaźń, ale też coś więcej. Nadal mam pewne wątpliwości dotyczące głównego bohatera, bo nie jestem pewna kim on jest. Dwie możliwości siedzą mi w głowie. Czekam na kolejny[ mam nadzieje dłuższy] rozdział
Za krotko, kochana, ile razy mam ci to powtarzać? :)
OdpowiedzUsuńKompletnie nie rozumiem rodziców Liz. Powinni przyjąć ją, niczym córkę marnotrawną, z szeroko rozłożonymi ramionami i brakiem wyrzutów. W końcu do nich wróciła, czy liczy się coś oprócz tego?
Za Chiby Ludowe nie potrafię ich zrozumieć, przykro mi.